Kiedy stromy podjazd zaczyna się dawać się we znaki, podnosimy się z siodełka, by utrzymać prędkość. Ale tylne koło mojego roweru obraca się i tracę przyczepność, więc siadam z powrotem na siodełko, dociążone koło nie ucieka i próbuję coś z siebie wykrzesać. To mój pierwszy poranek w Toskanii. Zapomniałem o podstawowej zasadzie jazdy po Strade Bianchi, szutrowych białych drogach, które przebiegają wzdłuż i wszerz przez ten legendarnym region kolarski.
Mój brak koncentracji jest usprawiedliwiony, ponieważ oczy nieustannie przyciągają winnice rozciągające się wokół grani, po której jadę. To jest kraina Chianti, teraz żałuję, że się skusiłem wczoraj na butelkę, dziś jechałoby się łatwiej. Zjeżdżam z szutrówki szukając gładkiego asfaltu i wjeżdżam do Gaiole in Chianti.
Przyjechałem tu, by poznać Seana, właściciela To Tuscany, firmy wynajmującej wille, zamieszkałem w jednej z nich. Jest zapalonym kolarzem. Towarzyszy nam jego przyjaciel, Brett, zamierzamy razem pokręcić się po lokalnych, krętych drogach. Naszym celem jest dziś Castellina in Chianti, gdzie obiecano mi najlepsze gelati w Toskanii.
Opuszczamy Gaiole otoczeni rześkim, wiosennym powietrzem i wkrótce zaczynamy wspinać się w stałym tempie. Gładka droga wije się w górę, gdy przejeżdżamy obok pofalowanych pól i lasów zaledwie kilka tygodni przed eksplozją kolorów. Wspinamy się na wzgórze, a nasz prywatny wyścig zaczyna się, gdy Sean i Brett pędzą na złamanie karku, wykorzystując swoją kondycję i znajomość terenu.
Kolarstwo jest tu bardzo popularną dyscypliną. Lokalni bohaterowie to zawodowi kolarze szosowi – Bartali, Bettini i Cipollini. W okolicy zamieszkuje wielu aktywnych zawodników, jeszcze inni przyjeżdżają tu trenować. Coraz większą popularność zdobywa wyścig L’Eroica, w którym może wziąć udział każdy, ale wystartować trzeba na rowerze z epoki – żadnego karbonu i nowoczesnych technologii, tylko stalowe ramy i wełniane koszulki oraz „strade Bianchi” – białe, szutrowe drogi. Gaiole jest stolicą tej imprezy, z własnym sklepem i kawiarnią.
Droga do Castelliny to kręta, 7-kilometrowa wspinaczka. Sean idzie naprzód, podczas gdy Brett i jedziemy spokojniej swoim rytmem. Przez szczeliny w drzewach dostrzegam więcej winnic na równinie poniżej, ciągną się na północ i na zachód, aż wreszcie, docieramy do Seana stojącego na szczycie. Czas na podziwianie panoramy i obiecane gelato.
Zatrzymuje się samochód pełen amerykańskich turystów i ucinamy sobie pogawędkę o pięknie Toskanii. Selfie zrobione i jadą dalej, trzeba się trzymać planu zwiedzania. Nie zazdroszczę im: dwa koła to najlepszy sposób na zatopienie się w tym pięknym krajobrazie. A lody? Warte każdego metra wspinaczki.
To Toskania ma fantastyczny wybór willi w sąsiedztwie dróg szutrowych – strade bianchi.
Campbell Reid, zapalony rowerzysta drogowy, odwiedził Toskanię na rodzinne wakacje.